♥
Os vencedores no amor são derrotados pelo amor.

wtorek, 10 czerwca 2014

odc. 2 - "agresywny gracz"

Z punktu widzenia Sergio:

Patrzę na swojego maleńkiego synka, a moje serce kocha ten widok. Junior wyciąga miniaturowe rączki w kierunku sufity, jak gdyby chciał go sięgnąć, obserwuje świat słodkimi, zaszklonymi oczkami. Dopiero co przestał płakać, jest jeszcze trochę rozdrażniony. Gładzę dzieciątko po brzuszku, które wczoraj razem z mamą opuściło klinikę "Sanitas La Maraleja". Waży dokładnie 3,2kg i stanowi prawdziwy okaz zdrowia. Nic dziwnego, to mój pierworodny - musi być silny jak tatuś. W przyszłości będzie równie sławny oraz podziwiany...
- Ziemia do Sergio! Już całkiem przestałeś kontaktować?
Blanca macha mi ręką przed oczami. No tak, przestałem skupiać się na rozmowie. Myślałem jednak, że odeszła dawno obrażona, powiedziałem jej przecież, że mowy nie ma o rezygnacji ze szkoły. Młoda ubzdurała sobie występowanie w reklamach, czy coś podobnego. Tysiąc myśli na minutę wpada tej dziewczynie do głowy. Niedawno odnosiła piłkarskie sukcesy w żeńskim składzie Sevilli, mnóstwo ludzi zazdrościło mi utalentowanej siostry. Przypuszczałem nawet, iż zacznie grać zawodowo, ale rozpoczęła niestety bezsensowną pogoń za modelingiem, wszystko zaprzepaszczając. Drugą Naomi Cambel nie została, na łaskę trenera też nie miała co liczyć. Ricardio nie przyjął ponownie Blanci. Skoro zmarnowała szansę zaistnienia w sporcie, niech teraz wykaże się intelektem, a od głupot trzyma z dala. Oczywiście buntownicza smarkula ani myśli mnie słuchać. Wzięła chyba sobie za punkt honoru podważanie mych decyzji.
- Skończ marudzić, czy Pilar przypadkiem cię nie wołała? - Rzucam nie spuszczając wzroku z Juniora.
Chica okrąża łóżeczko bratanka usiłując przechwycić moje spojrzenie.
- Słyszałeś chociaż co powiedziałam? Mógłbyś mnie nie ignorować?
- Mógłbym. - Syczę przez zaciśnięte zęby. - Jeżeli jednak sądzisz, że po wczorajszej nocnej eskapadzie padnę ci do stóp, jesteś w poważnym błędzie.
- Ja oczekuję tylko odrobiny zrozumienia! - Wybucha siedemnastolatka. - Jak ty byś się czuł w miejscu, gdzie wytykają cię palcami, uważają za kompletnego półgłówka oraz obsmarowują twoją szafkę szminką?!
- Ironizujesz. - Stwierdzam, lecz mina brunetki przekonałaby każdego niedowiarka. - Poważnie ktoś zrobił ci kawał? - Pytam wreszcie.
- Kawał? Laski z mojej klasy są zupełnie powalone, zazdroszczą mi sprawności bo same chociażby piłki kopnąć nie potrafią. Od pierwszej lekcji w-f'u mszczą się na mnie jakimiś idiotycznymi sposobami. Oszaleć można! - Coraz bardziej podnosi głos.
Upominam dziewczynę, by przy dziecku zachowywała ciszę po czym wzdycham głęboko. Oszaleć to prędzej mogę ja z nią.
- I jedynie przez parę kretynek mam szukać dla ciebie nowej szkoły? To jest najlepsze madryckie liceum. Masz lepsze obiekcje?
- Wolałabym najzwyklejsze, publiczne, nawet gdyby znajdywało się w szemranej dzielnicy. - Oświadcza wojowniczo, krzyżując ręce.
- Śnisz. Pójdę tam i oznajmię że jestem twoim bratem. Wtedy stuprocentowo zaczną darzyć cię większym szacunkiem.
- Ani mi się waż! Nie potrzebuję batalionu fałszywych przyjaciół, pragnących moim kosztem zdobyć tanią sławę!
- No to radź sobie sama. Pewnie zaraz pokażesz im, gdzie ich miejsce. - Nie potrafię ukryć rozbawienia. Dałbym głowę uciąć, iż naciągnęła mocno tę historię oraz próbuje ze wszystkich sił postawić na swoim.
- Nie widzisz człowieka w człowieku?! Jeżeli choć trochę...
- Dosyć. - Zakrywam dłonią usta krzyczącej Blanci. - Zachowuj się ciszej do cholery.
Sekundę później sprawdzam, czy nie wystraszyła wrzaskami noworodka.
- Zrozum wreszcie, że prędzej odeślę cię rodzicom niżeli pozwolę zrujnować sobie przyszłość. Braniem mnie na litość marnujesz jedynie czas i energię. - Tłumaczę głosem nieznoszącym sprzeciwów. - A właśnie, prawie bym zapomniał, masz bezterminowy zakaz wychodzenia wieczorami, w domu natomiast zjawiasz się przed dwudziestą, jasne?
Chica zaniemówiła. Dobrze, iż wzrokiem nie można zabić, inaczej padłbym już trupem. Ewidentnie chciała co nie co ugrać, nie przewidziała również mało korzystnego obrotu spraw. Może gdyby złość mi odrobinę zeszła, potraktowałbym siostrę łagodniej. Jednak wczoraj przeszła samą siebie...
Uciekła przekupiwszy wpierw ochroniarzy, więc ci nie pisnęli ani słówka o jej wybryku. Dopiero w środku nocy odkryłem z przerażeniem, że Blanci nigdzie nie ma. Bez chwili namysłu wyruszyłem na poszukiwania gówniary. Przeczesałem wszystkie kluby, nim zadzwoniła przyjaciółka mej siostrzyczki - Marisol i poinformowała łaskawie, iż ta została u niej na noc. Solidnie zjechałem obie panny, które pod presją przyznały się do balowania.
To rozwścieczyło mnie jak płachta byka. Zmierzając po siostrę ustaliłem nowy plan działania, dłużej tak być nie mogło.
Następnego dnia odbyłem poważną rozmowę z Cristiano, mój pomysł bardzo go zaskoczył... Nic dziwnego, poprosiłem przecież napastnika o coś, o co nigdy by nie podejrzewał. Sam byłem pełen obaw pytając Portugalczyka, czy pomoże mi zapanować nad Blancą. Podczas pierwszych dwóch minut nie zdołał wydusić ani słowa, kiedy jednak zaproponowałem kieliszek czegoś mocniejszego dla rozluźnienia i przy nim wyjawiłem swoje obawy dotyczące małolaty, zaczynał mnie powoli rozumieć.
- Przez ochroniarzy czuje się pozbawiona wolności. Muszę mieć na nią wzgląd, ale nie chcę by miała wrażenie, że ją kontroluję. To nas od siebie oddala... - rzekłem, błądząc wzrokiem oraz raz za razem dolewając nam alkoholu. - Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby popełniła jakieś głupstwo.
- Współczuję ci, choć nie mam młodszej siostry. - Odparł Cris. - Jak dobrze pamiętam, dawniej Katia i Elma opiekowały się mną, a nie odwrotnie.
- Może Irina da wam córkę, pewnie wcześniej czy później sam doświadczysz tych katuszy.
- Oby nie. Jak dokładnie ma wyglądać moje zadanie? - Spytał.
Przeszedłem do rzeczy.
- Na początek zdobądź jej zaufanie. Blanca otworzy się tylko przed tym, komu naprawdę zaufa. Zacznie zdradzać swoje plany, jeżeli będą niepokojące, poinformujesz mnie o nich. Ja nie potrafię z niej czegokolwiek wyciągnąć, zwierza się jedynie Pilar, ale ta cholerna kobieca solidarność... - Westchnąłem. Szczerze powiedziawszy, oczekiwałem od ukochanej większego wsparcia.
- Tylko tyle?
- Cóż... Spałbym spokojniej wiedząc również, że przestała wagarować i nie odwiedza potajemnie szemranych miejsc. - Dodałem, a zaraz poczułem wyrzuty sumienia.
Jakim prawem oczekuję, iż najbardziej zapracowany piłkarz świata, kosztem swojego drogocennego wolnego czasu, zacznie szpiegować siedemnastolatkę? Jak gdyby nie miał nic ciekawszego do roboty. Kazałem przyjacielowi zapomnąć o tej prośbie, twierdząc, iż lepiej zrobię wynajmując detektywa.
- Nie ma mowy, pomogę ci bo od tego są kumple. Dlaczego jednak sądzisz, że właśnie mi się uda zdobyć zaufanie Blanci?
Chociaż reakcja Ronaldo mocno mnie zaskoczyła, nie zamierzałem wtedy snuć domysłów. Wierzyłem w przyzwoitość faceta, któremu powierzałem opiekę nad jedną z najważniejszych kobiet mego życia.
- Chica nawija ciągle o tobie, lubi cię - to widać gołym okiem.
- Skoro tak, nie mogłeś znaleźć lepszego kandydata. - Stwierdza Portugalczyk, uśmiechając się szeroko.
- Jakiego kurwa kandydata?! Nie urządzam castingu na jej narzeczonego!
- Spokojnie! Chciałem powiedzieć, że jestem odpowiednią osobą. Nie zamierzam tknąć Blanci, już ci to przysiągłem i słowa dotrzymam. - Przekonywał usilnie.
Byłem wystarczająco trzeźwy, aby wyryć w pamięci obietnicę dwudziestodziewięciolatka. Dałem się podejść z naiwnością skończonego kretyna... Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Owa sytuacja nie miała potrwać długo, tuż po wakacjach rodzice zdecydowali bowiem, odesłać młodą do internatu. Uratowałaby ją jedynie poprawa zachowania.
Zawarliśmy między sobą swego rodzaju "pakt". W zamian za przypilnowanie Blanci, miałem być dozgonnym dłużnikiem Portugalczyka. Ustaliliśmy szczegóły planu oraz wersję, którą przedstawimy dziewczynie jeśli zacznie się czegoś domyślać. Na zakończenie przedstawiłem mu dość dokładny opis charakteru, przyzwyczajeń, małych obsesji siostry.
- Pozostaje jedno. - Oświadczył Cristiano po zamówieniu drugiej butelki whisky. - Wypić toast.

Z punktu widzenia Cristiano:

Mój przyjaciel zadecydował, że pora wcielić w życie pierwszą część planu. Miała ona polegać na zdobyciu przeze mnie zaufania Blanci. Sprawa wydaje się być banalnie prosta, jeżeli młoda faktycznie podziwia moją osobę i może nawet darzy gorętszym uczuciem. Zdążyłem ochłonąć od czasu naszego pierwszego spotkania, a przynajmniej takie roszczę nadzieje. Kiedy wiem już ile naprawdę dziewczyna ma lat oraz czyją jest siostrą, łatwiej będzie mi ujarzmić rządze.
Dziarskim krokiem zmierzam na kort. Jestem trochę spóźniony, pewnie wszyscy grają już w najlepsze. Uwielbiam tenis, Sergio na bank wybrał to miejsce, aby odpłacić mi częściowo za przysługę, którą obiecałem mu wyświadczyć.
Recepcjonista mruga do mnie porozumiewawczo, bywam tu tak często, iż nie muszę pokazywać personelowi miesięcznego karnetu.
Przechodzę przez charyzmatyczne drzwi i momentalnie zamieram... Blanca Ramos toczy zacięty bój z Antoniem - klubowym chłopcem na posyłki. Zaciekawiony, przypatruję im się chwilę. Hiszpan ewidentnie daje jej fory, łatwo idzie zauważyć, że siedemnastolatka nie grywa regularnie. Choć próbuje dać z siebie sto procent, popełnia podstawowe błędy w tenisie. Chętnie poduczyłbym ją tego i owego... Kiedy mój wzrok mimowolnie ogarnia jędrne ciało Chici, przełykam ślinę. Czuję przypływ adrenaliny, nieposkromiony instynkt znów daje o sobie znać. Przy każdym podskoku, króciutka sukienka odsłania znaczną część ud dziewczyny. Mam ochotę wymierzyć brunetce za to solidnego klapsa.
Ich starcie tymczasem dobiega końca, Antonio rozgrywa piłkę setową. Ku mojemu głębokiemu zdumieniu, Blanca demonstruje perfekcyjny crosscourt, czyli uderzenie piłki oraz skierowanie jej w poprzek kortu tak, że w locie przecina linię serwisową. A jednak posiada odrobinę umiejętności.
- Gra z tobą jest czystą przyjemnością. - Czaruje młody Hiszpan, po czym opuszcza wolno kort.
Biję brawo i zbliżam się do siostry kumpla.
- Kto będzie moją kolejną ofiarą? Ty? - Spytała Piękna, posyłając mi wyzywające spojrzenie.
- Nie dałaś biedakowi najmniejszych szans. - Nie zdradzam uśmiechem fałszu.
- Chciałbyś zagrać mecz za 1000eufds?
- W co ja się pakuję? - Wzdycham, chwytając rakietkę.
Pewna siebie przeciwniczka przegrywa już po pierwszym serwie.
- To się robi tak... - Zaraz mnie oraz Blancę dzieli niecały metr. - Pozwolisz?
- Proszę.
Kładę dłoń na jej wąskiej talii, drugą natomiast przytrzymuję prawe przedramię młodej osobniczki.
- Musisz się pochylić, ugiąć lekko kolana, wsiąść zamach i przeciąć lot piłki.
Chica wykonała zwinny obrót, a wtedy popatrzyliśmy sobie prosto w oczy, nieziemsko ponętnie.
- Nieźle mi szło póki się nie zjawiłeś. - Dziewczyna robi naburmuszoną minę.
- Taki już mój urok. Czego taka młoda, śliczna tenisistka z prowincji szuka w zatłoczonym Madrycie?
- Mówiono ci, że jesteś bardzo agresywnym graczem? - Odpowiada ciemnooka prowokacyjnym pytaniem. Zaskakujące jak szybko przechwytuje piłeczkę.
- A tobie, że masz bardzo zmysłowe usta?
W ułamku sekundy skupiam na nich całą uwagę, tak niewiele brakuje bym zakosztował pocałunku Blanci, przeszkodę stanowiły dosłownie milimetry.
- Skrajnie agresywnym. - Rzuca, odsuwając się ode mnie nagle.
- Naturalna skłonność do rywalizacji. Czy to cię zniechęca?
- Hmm... Muszę się zastanowić. - Stwierdza uroczo Hiszpanka po namyśle.
Kwituję rozbawienie szerokim uśmiechem.
- Tu jesteś! - Sergio wkracza do akcji.
Przywitawszy mnie wpierw, obejmuje swoją małą siostrzyczkę silnym ramieniem, odgradzając nas równocześnie od siebie. Chyba jednak nie ufa mi całkowicie.
- Właśnie chciałem przedstawić was sobie, ale widzę, że już za późno. Zostałem wyręczony. - Spogląda to na mnie, to na Chice.
Wygląda, iż dziewczyna wyczuwa podejrzenia obrońcy, ponieważ szybko zmienia temat:
- Twój przyjaciel próbował rozłożyć mnie na korcie. - Żali się bratu.
- Naprawdę uważaj Cris, Blanca lubi podpuszczać rywali. - El Lobo szczerzy białe zęby. Czyżby złość mu tak prędko minęła?
- Następnym razem będzie czujniejszy. - Przekonuje najmłodsza Ramosówna, a następnie całuje policzek mężczyzny pokryty dwudniowym zarostem. - Do zobaczenia w "Sabroso"
Jej chód jest zmysłowy. Nie potrafię oderwać spojrzenia od tych delikatnie zaokrąglonych, boskich bioder. Cóż - nie tylko ja odprowadzam brunetkę wzrokiem.
- Niezła, co? - Słyszę pytanie, lecz jego sens pojmuję ze spóźnionym zapłonem.
- No...
Niech to szlag! Gryzę się boleśnie w język.
- Łapska przy sobie, zrozumiano?!? - Hiszpan wyskakuje napastliwie, dopada mnie również błyskawicznie.
- Zrozumiano, zrozumiano, po co ta prowokacja? - Usiłuję "strzepnąć" ręce przyjaciela ze swojej koszulki.
- Ty już dobrze wiesz! - odburkuje ponuro obrońca. - Czy na pewno twoje intencje są czyste? Nie pomagasz przypadkiem ochoczo, aby móc bzykać ją na boku?
Czuję niemiły skręt żołądka, gdy orientuję się, że taki układ rzeczywiście by mi odpowiadał. Jestem ostatnim draniem.
- Po cholerę angażujesz mnie w chore akcje, zamierzasz zbliżyć do Blanci, skoro ciągle wylatujesz z podejrzeniami?!
Nie daję niczego po sobie poznać, choć mam sobie wiele do zarzucenia. Niczym ostatni drań obserwuję jak przyjaciela dopadają wyrzuty sumienia.

Z punktu widzenia Blanci:

Zamiast skupiać się na rozmowie towarzyszy, błądziłam myślami po niebezpiecznych obrzeżach, dłubiąc jednocześnie w talerzu. Od piętnastu minut niczego z niego nie skonsumowałam, co więcej – nie wiedziałam nawet jakie danie przede mną spoczywało. Bez przeglądania karty dań, podałam kelnerowi numer, który chwilę wcześniej wybrała Pilar. Zdałam się całkowicie na wyszukany gust przyszłej bratowej.
Jedynie, gdy przemawiał Cristiano przekierowywałam swój wzrok z martwego punktu na… usta mężczyzny. Cholera, moje tak podziwiał, a samego Bóg obdarzył dużo ponętniejszymi. Każde słowo, które wypowiadał brzmiało jak poemat, zapragnęłam by szeptał mi do ucha. Byłam zaskoczona śmiałością Portugalczyka i bez dwóch zdań zauroczona jego flirtem. Jestem prawie pewna, że gdyby nie wkroczył Sergio, doszłoby między nami do pocałunku. Poczułam przypływ podniecenia, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, a Cris roztoczył wtedy czarujący uśmiech.
- Słyszałem od twojego brata, że również kochasz samochody. – Zagadnął mnie napastnik. Ich dyskusja zeszła bowiem na tematy czterokołowców.
- O tak, podobają mi się stare, choć wy wolicie wozy z bajerami, ja chciałabym jeździć Astonem Martinem, lub ewentualnie unikatowym Mercedesem Cabrio. – Rzekłam pełnym zapału głosem. Swego czasu często podziwiałam wystawy przedpotopowych aut, nadal zresztą uwielbiam to zajęcie.
- Specjalnie dla ciebie siostrzyczko, zacznę kolekcjonować stare fury, pod warunkiem, że zacznę od Astona DB z pełnym wyposażeniem. – Obiecał obrońca, znając życie wyłącznie, aby się ze mną podroczyć.
- Och, przestańcie zanudzać! – Jęknęła Pilar, którą jak każdą rasową kobietę, pojazdy mechaniczne guzik obchodziły. No dobrze, nie każdą…
Świeżo upieczona mama poczęła rozprawiać o swoim maleństwie oraz wszystkim, co go dotyczyło.

- Nie smakują ci ośmiorniczki? – Spytała dziennikarka, widząc wypełniony po brzegi talerz Blanci.
Siedemnastolatka straciła resztki apetytu, chociaż i tak nie miała go za wiele
- Nie jestem zbytnio głodna. – Odparła. – Pójdę się przewietrzyć.  – To powiedziawszy, szczupła Hiszpanka średniego wzrostu poderwała z krzesła swój zgrabny tyłek.
Nie pytała brata o śmieszne pozwolenie, po prostu wyszła. Nadzwyczaj chłodne, jak na tę porę roku powietrze, owiało jej nagie ramiona. Odziana była jedynie w sportową sukieneczkę. Kroczyła żywo przed siebie, zmierzając ku skrytym za żywopłotem placu. Chciała choć przez chwilę pobyć sama, aby pozbierać myśli i odetchnąć od przenikliwych spojrzeń brata.
Podziwiała okazałą fontannę, zajmującą calutką środkową część malowniczego zakątka, gdy poczuła czyiś dotyk na swojej skórze.  Odwróciła się raptownie, a zaraz odkryła, iż od najbardziej powalającego mężczyzny, jakiego tylko można sobie wyobrazić, dzieli ją wyciągnięcie ręki.
Wdychała zapach perfum Portugalczyka, gdyż on błyskawicznie napełnił nozdrza oraz pobudził zmysły siedemnastolatki. Jej serce znów zabiło z kosmiczną częstotliwością. Cristiano stał nieruchomo, przypominając wręcz posąg. Twarz piłkarza nie zdradzała żadnych emocji – w przeciwieństwie do odzwierciedlających wszystko oczu dziewczyny. Blancą zawładnęło czyste pożądanie.
- Co tu robisz? – Spytała cicho, napawając się odurzającą, męską wonią oraz uświadamiając sobie równocześnie, jak ten mężczyzna na nią działa. – Dlaczego za mną przylazłeś?
- Sergio prosił bym cię przyprowadził. – Odrzekł beznamiętnie piłkarz, formując usta w idealnie pasującego do chłopca na posyłki grymas. Młoda Ramosówna za takiego właśnie go uznała.
- Super. Przekaż mu, że nie mam pięciu lat, więc się nie zgubię. – Warknęła Chica niczym rozjuszona kotka. – Czasem potrzebuję odpocząć od tego człowieka.
Na przepięknym placu pozostali praktycznie sami, nie licząc trójki maluchów rzucający do wody kamyki oraz pilnującej ich, starszej kobiety. Reszta spacerowiczów  postanowiła pewnie zażyć gry w tenisa, o tej porze korty były niemiłosiernie przepełnione.
- Załatwcie to między sobą, nie zamierzam przekazywać ustnych wiadomości. – Cristiano zaczął powoli odczuwać irytację. Uczestnictwo w przekomarzaniach rodzeństwa stanowiło ostatnią rzecz, na jaką miał ochotę. – Chodź.
- Najpierw dotlenię mózg. – Oświadczyła Blanca i znów ruszyła przed siebie. Dogonienie Brunetki nie przysporzyło napastnikowi wiele trudu. -  Czy ta sytuacja nie wydaje ci się co najmniej podejrzana?
- Słucham?
- Gdybym wczoraj przeszła na świat, uznałabym, że mój braciszek zaaranżował podwójną randkę, ale jest inaczej. Tydzień temu kazał mi omijać twoją osobę szerokim łukiem, a teraz… Cóż za zmiana dekoracji, brakuje jeszcze…
- Iriny. – Dokończył lewoskrzydłowy, choć dziewczyna nie to oczywiście miała powiedzeć. – Ponosi cię wyobraźnia, chciał jedynie spełnić marzenie małej siostrzyczki. Podziwiasz mnie, prawda?
- Och, nie schlebiaj sobie. – Ciemnooka dałaby wiele, by móc zetrzeć emanujący samouwielbieniem, uśmieszek przystojnego Portugalczyka. – Mimo wszystko węszę jakiś podstęp i przysięgam go wytropić.
Dwudziestodziewięcioletniemu mężczyźnie zapaliła się czerwona lampka, musiał szybko zmienić temat, żeby nie zostać przypartym do muru.
- O czym myślałaś, kiedy tak patrzyłaś na mnie podczas lunchu? – Tym pytaniem nie tylko planował odwrócić uwagę Blanci, ponieważ również zaspokoić własną ciekawość.
Urodziwą dziewczynę uderzyła fala gorąca. Znacznie bardziej wolałaby TO zademonstrować, niżeli opisywać słowami. Nie brakowało jej bowiem odwagi.
- Sądzę, że nie chciałbyś wiedzieć. – Sprowokowała sporo starszego rozmówce.
Oczy Ronaldo o odcieniu ciemnej czekolady rozbłysły tajemniczym blaskiem.
- Bynajmniej. Wyjaw mi to, proszę.
- Dobrze. – Rzekła wreszcie, podchodząc wolno do piłkarza. – Próbowałam sobie coś wyobrazić…
- A konkretniej?- Południowiec uniósł prawą brew.
Blanca bez skrępowania wspięła się na palce i delikatnie ucałowała kąciki jego ust. Piłkarz – chociaż mocno zaskoczony – momentalnie przejął inicjatywę. Rozchyliła wargi, więc mężczyzna odpowiedział głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydało się, że można usłyszeć syk tworzonej przez ich ciała pary. Kiedy próbował wykonać krok w tył, Brunetka przytrzymała go ustami. Nie chciała opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowała dzięki niemu – pragnęła aby ta chwila trwała wiecznie.
- Twój smak. – Wyszeptała po skończonym uniesieniu.
Pocałunek jest mową miłości… Ich rozmowa była bardzo przyjemna.
________________________________________________________
Wedle Waszych życzeń – długi oraz obfitujący w opisy rozdział J :* Wiemy, że obiecałyśmy opublikować go bez opóźnień,  lecz nam się nie udało… L Niestety obie z Dorotą mamy napięty grafik, tak będzie go połowy czerwca. Pocieszające jest to, że lada moment wakacje i mnóstwo czasu na pisanie! *.* Zależy nam na tym opowiadaniu, dlatego nie mamy najmniejszego zamiaru go zawieszać, przysięgam z ręką na sercu, że trójeczka pojawi się za równiutki tydzień. ;)
Pragniemy również podziękować gorąco za liczne komentarze, są dla nas niczym skarb, liczymy, że będzie ich jeszcze przybywać! :*
Mundial startuje już jutro, więc trzymajmy mocno kciuki za Portugalię! :D 

czwartek, 29 maja 2014

odc. 1 - ''chwile grozy"

Z punktu widzenia Blanci:

Co za koszmar! Dacie wiarę, że zwykła, szara obywatelka nie może pójść sobie na spacer bez obstawy goryli? Przechadzałam się zaledwie kilka minut, podczas których byłam strzeżona niczym gwiazda Hollywoodu, chociaż nigdy nie wystąpiłam nawet w reklamie. Ależ idiotyzm! Najpierw wyprawa pancernym wozem po zakupy, teraz to, pewnie już nie długo mój kochany braciszek, nim gdziekolwiek wyjdę, zacznie wręczać mi gaz pieprzowy.
Rozumiem, iż jest przewrażliwiony na punkcie swojej rodziny, ale ja (jako jedyna jej członkini) żyję z dala od medialnego szumu. Nazywają mnie "tajemniczą kuzynką" Ramosa, i siłą rzeczy nie mają bladego pojęcia o naszym bliskim pokrewieństwie. Szczerze powiedziawszy, taki stan rzeczy posiada same plusy... Dzięki niemu mogę szwendać się zalana gdzie tylko dusza zapragnie, nie kompromitując równocześnie brata oraz nie występując przy tym na pierwszych stronach szmatławców. Dlatego właśnie wymysły Sergio są moim zdaniem przesadzone.
Napakowani kolesie odprowadzili mnie pod same drzwi. Jakby tego mało, ten z ciemniejszą karnacją, otworzył je jeszcze bezczelnie przede mną! Spiorunowałam go wściekłym spojrzeniem.
- Ja nie księżna Monako. Nie życzę sobie by mi usługiwano.
Kiedy weszłam do środka, zastałam przyszłą bratową przemierzającą niespokojnie salon.
- Wszystko gra? - Spytałam zaniepokojona.
Miała rodzić na dniach a nie oszczędzała się należycie.
- Oczywiście. - Zapewnia chociaż grymas bólu wykrzywił usta kobiety. No nie, kolejne przedwczesne skurcze? - Widzę, że polubiłaś Huana i Marco.
Mowa o moich dwóch, osobistych gorylach.
- Nie mam najmniejszego zamiaru być dla nich miła! - Oświadczyłam wojowniczo.
- Widziałam, albo raczej słyszałam. - Westchnęła Pilar. - Nie bądź zła, Sergio martwi się o ciebie. To nie kontrola, lecz opieka.
Wywróciłam oczami. Już dobrze wiem jakie on ma intencje. Nie chciałam jednak denerwować ciężarnej, więc ucałowałam ją jedynie w policzek. Przy tym stanie nawet najmniejszy stres wywoływał bunt dziecka. Mym świętym obowiązkiem było ochranianie przed nim wybranki brata.
- Nie jestem. Zrozum Pilar, to kochane co dla mnie robi, ale przy tym wszystkim zostałam praktycznie pozbawiona prywatności. - Próbowałam przedstawić swoje racje najdelikatniejszym z możliwych sposobów. - Nie przywykłam, aby ktoś chodził za mną jak cień, czuję się osaczona.
Ok - jednego ochroniarza może zdołałabym zaakceptować. Pod warunkiem, że zachowywałby między nami większą odległość oraz nie towarzyszył mi podczas spacerów z psami. Przenigdy jednak nie wyrażę zgody na dwudziestoczterogodzinną ochronę. Paranoja też musi mieć jakieś granice.
- Każdy potrzebuje odrobiny prywatności, prawda maluszku?
Przyłożyłam dłoń do brzucha Pilar, w którym śmiało mogłaby pomieścić się drużyna narodowa i poczułam niesłychanie mocne kopnięcie. Wiadomo kim mój bratanek zostanie, gdy podrośnie. ;)
- Wow! Naszemu najmłodszemu piłkarzowi śpieszno na świat. Strasznie się niecierpliwi!
- Oj nie zapeszaj, termin dopiero za tydzień. Obiecałam położnej donosić go, ale najchętniej wywołałabym poród tu i teraz. - Wyjawiła dziennikarka. - Ałaaa!!!!
Kolejny skurcz wygiął jej ciało w łuk. Przytrzymałam drobną kobietę, gdyż była bliska omdlenia. Oddychała coraz głębiej, krople potu pokryły czoło Pilar. Spytałam czy to aby na pewno nie już, a ona z wielkim wysiłkiem zaprzeczyła ruchem głowy.
- No dobrze, skoro nie chcesz na porodówkę marsz do wanny!
Ciepłe kąpiele rozluźniają skurcze. Naszymi wspólnymi siłami panna Rubio pokonała schody, następnie doczłapała się do łazienki. Napełniłam wannę, wlałam aromatyczne olejki i wreszcie pomogłam przyszłej mamie zdjąć garderobę.
- Nie wiem jak mam ci dziękować... - Spojrzenie prezenterki wyrażało dozgonną wdzięczność.
- Och przestań! Zrobiłabyś dla mnie dużo więcej.
Uwielbiam Pilar i chociaż dzieli nas mnóstwo lat różnicy, jesteśmy niczym siostry. Wątpię by po ziemi stąpała druga równie empatyczna oraz serdeczna osoba, darzę ją ogromnym zaufaniem. Twierdzę również, iż Sergio nie mógł lepiej trafić a wiek w ich przypadku nie ma większego znaczenia. Jego poprzednie kobiety nie dorównywały Pilar pod żadnym względem. Kiedy obwieścił mi, że zostanie ojcem wprost skakałam z radości. Potomka urodzi pomocnikowi ktoś, kto będzie kochał go do końca swoich dni - jestem tego pewna!
Poczułam wibracje telefonu oznaczające połączenie. Dzwoniła Marisol - moja najdroższa przyjaciółka od zawsze.
- Zostawiam cię samą, w razie czego krzycz, będę tuż obok.
Odebrałam za drzwiami.
- Halo? Blanca?! Właśnie czytam twój e-mail i własnym oczom nie wierzę! - Usłyszałam urocze szczebiotanie świeżo upieczonej zawodniczki Realu Madryt.
- Poważnie aż tak cię zszokowałam? - Pytam odchodząc kilka kroków dalej. Wolę aby Pilar nie usłyszała tej rozmowy, mogłaby wziąć mnie za naiwną gówniarę.
- Baa! Nie co dzień dowiaduję się, że osoba, którą znam całe życie wpada w oko samemu CRISTIANO RONALDO!!! - Pisk Mari na bank pobił rekord głośności. - Takie rzeczy mają miejsce tylko w filmach!
Choć przewidziałam reakcje przyjaciółki relacjonując jej w wiadomości pierwszy dzień u brata, szok studentki uznałam za nadmierny. Końcem końców wiedziała, że poznam kumpli Sergio, czyli przede wszystkim równie sławnych sportowców oraz, że wśród nich będzie idol nas obu - portugalski napastnik.
Pamiętam doskonale jak grając w żeńskim składzie klubu piłkarskiego Sevilli, marzyłyśmy by móc kiedyś poznać najlepszego piłkarza świata. Nie szalałyśmy za nim, podziwiałyśmy jedynie imponujące umiejętności mężczyzny. Sergio przysyłał nam autografy przyjaciela, ale nic poza tym. Powód był prosty - Cristiano nie wiedział nawet o istnieniu drugiej siostry obrońcy, który nie chciał, żeby ta tajemnica ujrzała światło dzienne. JA stanowiłam tajemnicę. Mari natomiast miała sporo szczęścia, jako pomocniczka kobiecego "dream team'u" Królewskich, co dzień widywała piłkarza z numerem siedem.
- A co, jestem tak brzydka, że nie ma opcji bym się komuś spodobała? - Podchwyciłam ze śmiechem.
- Oszalałaś, nie to miałam na myśli. Kochana, całe Camos cię podziwia, przecież dostałaś propozycje pracy modelki w Sevilli! Ta agencja...
- Przyjęłaby mnie, gdybym nie była karłem. - Dodałam cierpko. - Zawsze mi czegoś brakowało, słodko kłamiesz, ale już dawno przestałam się oszukiwać.
Myślicie pewnie, iż moja samoocena jest strasznie zaniżona, albo że faktycznie przypominam paszczura. Nie no, nic z tych rzeczy, mam ukształtowane poczucie własnej wartości, patrząc w lustro widzę niczego sobie dziewczynę. Potrafię umiejętnie wyeksponować swoje walory, więc powszechnie uważają mnie za bardzo atrakcyjną. Niestety, zawsze porównywałam się z innymi. Będąc dzieckiem bliżej było mi do brzydkiego kaczątka niżeli okazałego łabędzia... Lekka nadwaga, krzywy zgryz, wieczna wysypka - nic dziwnego, że popadłam w kompleksy.
Dopiero kiedy zaczęłam dorastać, piękniałam stopniowo. Jednak nawet mimo znacznej poprawy, "rozterki małej Blanci" czasem powracały. Zwłaszcza wtedy, gdy stawałam do urodowej rywalizacji. Agencja, wspomniana przez Mari odrzuciła moją kandydaturę tylko dlatego, że zamiast stu siedemdziesięciu centymetrów, liczę jakieś marne sto sześćdziesiąt siedem. To mocno mnie zdołowało, zawsze marzyłam bowiem o pracy top modelki oraz stąpaniu po mediolańskich wybiegach.
- A ty znowu swoje? W kosza ogrywasz największe dryblaski, nie jedna zazdrości ci ślicznej buźki i filigranowości. Obudź się wreszcie kobieto! Ok, ta rozmowa dotyczy innej kwestii, więc żeby było jasne - moje zdziwienie nie jest wynikiem niedowiarstwa! Gdybym była facetem również bym na ciebie poleciała, zdumiewa mnie jedynie sposób w jaki do tego doszło. Dobrze rozumiem, zobaczył cię i BUM?!
Wzdycham głośno. Niepotrzebnie pisałam jej te bzdury. Bo kto właściwie powiedział, że (cytuję własne słowa) "Cristiano się na mnie gapił". Pewnie to nonsens, który sobie uroiłam. Ale to zabójcze spojrzenie... Nogi w jednej chwili się pode mną ugięły, serce zaczęło bić szaleńczym rytmem, poczułam nawet lekki zawrót głowy. Czy ten błysk oczu przystojnego mężczyzny mógł skrywać pożądanie??? (kiedy to piszę moje ciało przeszywa przyjemny dreszcz). Nie, wykluczone. Zresztą nawet gdyby coś tam skrywało, o niczym by jeszcze nie świadczyło.
- Chyba wyolbrzymiłam całą sprawę. Zwyczajnie ciekawiło go, skąd u mnie i Sergio podobieństwo. Próbował rozwikłać łamigłówkę, zapatrzył się bez żadnych podtekstów, a ja ekscytuję się jak ostatnia kretynka.
Tą ekscytację zauważył również mój brat. On ma szósty zmysł - słowo daję! Zastał mnie przedwczoraj całkowicie zamyśloną, więc spytał o co chodzi. Niepotrzebnie wspomniałam o sobotnim przyjęciu, przez to "przypadkiem" wymsknęło mi się imię Cristiano. Przeczulony brat omiótł moją postać jednym z tych spojrzeń pod tytułem "zapomnij mała", następnie rzucił: "Tylko nie wzdychaj do niego przypadkiem". Wkurzona od parsknęłam: "Bo co?", odpowiedź obrońcy wyglądała następująco: "Po pierwsze siostrzyczko, bo ja tak powiedziałem. Po drugie, Ronaldo jest dla ciebie za stary i ma narzeczoną. A po trzecie to skończony dupek."
Bez komentarza. Czyżby na pewno mówił o swoim przyjacielu? Pękałam ze śmiechu chociaż wiedziałam, że lepiej go w tej kwestii nie prowokować. Sergio normalnie świruje, gdy jak on twierdzi? "kolejny dupek usiłuje mnie zbajerować"! Nie zawsze przeszkodę stanowił wiek... Raz zastraszył mojego rówieśnika, z którym się spotykałam. Był nim pewien Enrique, typowy sk8er. Najpierw zabronił mi go widywać (niedorzeczne, wiem), później wyzwał biedaka od narkomanów i żuli, a wreszcie zagroził, że jeżeli ktoś jeszcze doniesie mu o naszych spotkaniach, porachuje chłopakowi wszystkie zęby. Mogłabym opisać wam dwadzieścia podobnych przykładów, ale nie mam do tego cierpliwości.
Znając życie, uprzedził już za w czasu Crisa, iż prawdopodobnie się w nim podkochuję i przestrzegł, żeby dla własnego dobra to olewał. Porażka.
- Ej, przecież nie możesz tego wiedzieć. - Odparła Marisol. - Powinnaś sama się przekonać, moim zdaniem jest zupełnie inaczej. Takie spojrzenia wysyłają przeważnie trafieni kolesie.
- Trafieni, czym niby? - Zdumiałam się.
- Strzałą amora oczywiście! - Pisnęła radośnie rok starsza ode mnie przyjaciółka.
Marisol Hernandez należy do grona tych zaradnych młodych osób, co realizują swoje marzenia krok po kroku. Mając osiem lat zapragnęła gry w podstawowym składzie żeńskiej sekcji Realu Madryt. Ciężko pracowała, by móc tu teraz mieszkać i pracować z najlepszym piłkarskim sztabem. Część pieniędzy na wyjazd do stolicy otrzymała od rodziców, lecz sporą kwotę musiała sama uzbierać. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej determinacji. Mi osobiście, trudno byłoby ciągle sobie czegoś odmawiać oraz zamiast imprezowaniu, poświęcać czas poszukiwaniom dorywczej pracy.
Przyjechała do Madrytu niedługo przed moją przeprowadzką. Obiecałam przyjaciółce częste spotkania, przypuszczałam bowiem, że prócz doglądania bratanka, zakupów i wieczornych imprez, nie będę mieć tu za wiele do roboty. No tak – dopóki kochany Sergio nie obwieścił arcy poważnie, iż wysyła mnie do prywatnej szkoły… Nie wyobrażał sobie bym mogła zakończyć swoją edukacje w pierwszej klasie liceum. Cóż – i tak wynajdę jakiś sposób na wymykanie się spod jego kontroli.
- Myślisz, że to będzie proste zadanie? Najpierw musiałabym go lepiej poznać. – Westchnęłam głosem pełnym rozrzewnienia. – Mój poroniony braciszek na bank mi tego nie ułatwi.
Nie usłyszałam już odpowiedzi Marisol, bo dokładnie wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk dobiegający z łazienki. W przerażeniu upuściłam telefon i dwoma susami dobiegłam do Pilar.
Kobieta jedną ręką gładziła nerwowo brzuch, drugą zaś trzyma się kurczowo ściany. Potworne cierpienie odmalowało na jej twarzy budzący współczucie grymas.
- Blanca, ja chyba rodzę…

Śmiało stwierdzam, że obecność przy porodzie może odcisnąć traumę na psychice wrażliwszych osób. Starałam się jakoś trzymać, choć obie z Pilar przeżywałyśmy chwile grozy. Tuż po przyjeździe do kliniki, telewizyjnej dziennikarce odeszły wody, została szybko przetransportowana na wynajętą salę porodową, gdzie zaraz zleciał się tłum pielęgniarek oraz dwójka lekarzy, którzy ją przebadali i podpięli przeróżne kabelki. Chciano również zaaplikować rodzącej niegroźne środki rozkurczowe, ale ta obwieściła odważnie, że przetrzyma największy ból bez odurzaczy.
Poród zupełnie poprzewracał mojej przyszłej bratowej w głowie. Nie tylko odmówiła przyjęcia zastrzyku, bo również poprosiła mnie, bym powstrzymała się z wezwaniem Sergio! Istny obłęd, dosłownie wczoraj ustalili, iż będzie przy niej od początku do końca. On mnie zabije!
- Nie wygłupiaj się, przecież chcesz by tu był.
Ja o wiele bardziej tego chciałam. Nie wiedziałam jak miałabym wytrzymać kilka godzin pośród krzyku, chaosu… Poza tym na widok krwi dostawałam mdłości.
- Wiesz dobrze ile znaczy dla niego to spotkanie, nie mogę pozwolić aby rzucił wszystko i leciał do mnie na skręcenie karku. Poród potrwa blisko pół doby, poinformujesz brata, kiedy mecz dobiegnie końca.
Pilar wyjęła mi z dłoni telefon. Nie byłam tym zachwycona. Sergio Romos nie stanowi jedynego obrońcy Królewskich, Carlo wpuściłby zamiennika, aż tak bardzo nie ucierpieliby na jego nieobecności.
- Ty i dziecko jesteście dla mojego brata najważniejsi. Jeżeli myślisz…
- Wiem to doskonale. – Przerwała mi trzydziestosześcioletnia kobieta. – Przyrzekam, że zdąży przybyć nim mały zapłacze.
Daję za wygraną. Następne godziny są pełne nerwowości, na przemian mocniejsze i słabsze skurcze targają Pilar, nawet mnie przyprawiały o zawroty głowy. Nie mogłam znieść widoku cierpienia kobiety bliskiej memu sercu. Dlaczego to nie mogło trwać krócej?
Choć wody już dawno jej odeszły, prezenterka nie chciała zacząć przeć. Oświadczyła hardo lekarzom, że zaczeka na położną prowadzącą jej ciążę, która w tym czasie odbierała inny poród. Chyba każdego wtedy, zachowanie upartej Rubio doprowadziłoby do szału. Na szczęście niejaka Angelica Benitez przybyła w błyskawicznym tempie.
- Komu tak śpieszy się na świat? – Spytała z uśmiechem, sprawdzając dokładnie rozwarcie. – Idealne. – Stwierdza chwilę później i od razu przystępuje do akcji.
To dopiero była jazda. Za nic nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Ciągłe: „przyj, przyj, przyj!” oraz następujące po nich, rozrywające uszy krzyki powodowały, że trzęsłam się cała w środku. Pilar poprosiła abym sfilmowała część porodu. Krótki moment wychodziło mi trzymanie stabilnie kamery, ale kiedy Angelica wspomniała coś o komplikacjach, moje górne kończyny jeszcze mocniej zadygotały.
Zaczęłam krążyć po sali, nie rozładowałam tym paniki, a tylko zdenerwowałam pielęgniarki. Oddziałowa zagroziła, że jeżeli zaraz się nie uspokoję, wyprosi mnie stamtąd. Usiadłam więc obok łóżka, podałam dłoń Pilar, a ona zmiażdżyła ją tytanowym uściskiem.
Naprawdę próbowałam znosić wszystko dzielnie! Czułam jednak coraz mocniej, iż to ponad moje siły. Wyobrażacie sobie jaka radość mnie ogarnęła, gdy Sergio pierwszy zadzwonił?!
Odebrałam momentalnie. Rodząca nie marnowała energii na protesty, więc postanowiłam powiadomić go co właśnie miało miejsce…
- Blanca? Nie wiesz może dlaczego Pilar nie odbiera telefonu? – Obrońca miał mocno zdyszany głos.
- Jest bardzo zajęta. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Czym?
- Wydawaniem na świat waszego syna!
- Co takiego?!?
- Mam ci to przesylabować? Twoja ukochana RO-DZI! Już od paru godzin. Przyjeżdżaj natychmiast, bo nie wytrzymuję!
- Niemożliwe, termin rozwiązania jest dopiero za tydzień!
- Sugerujesz, że kłamię?
Zirytowana włączyłam głośno mówiący, a wrzask Pilar najlepiej potwierdził moje słowa. Piłkarz rozłączył się.
Sama nie wiem jakim cudem przetrwałam kolejną fazę porodu. Nawet gdyby Sergio wsiadł do najszybszego odrzutowca, nie zdołałby przylecieć z Valencii w pięć minut. Przestałam czuć palce miażdżonej dłoni, a widok krwi powodował, iż zawartość żołądka podchodziła mi do gardła. Przekrzywiłam twarz, co zauważyła jedna z pielęgniarek i podała mi sterylny, papierowy woreczek.
Trwała końcówka porodu. Spoglądnęłam na zalaną potem i łzami, czerwoną twarz Pilar. Emanowała kobiecą siłą, wszakże nie bez przyczyny to my rodzimy dzieci.
- Już prawie, nie przestawaj przeć!
Dziennikarka bynajmniej w tym nie ustawała, wręcz przeciwnie - miałam wrażenie, że mimo ogromnego zmęczenia prze jeszcze mocniej. Wtem dostrzegłam główkę małej istotki.
- Dobrze, dobrze, ostatni raz! - Instruowała nadal położna.
- Wpuście mnie, moja dziewczyna rodzi! - Męski krzyk rozległ się w calutkiej sali porodowej.
Do środka wpadł nie kto inny, jak rozgorączkowany Sergio. Miał na sobie strój piłkarski, można było pomyśleć, że wbiegł tu prosto z boiska. Pielęgniarki nie wierzyły własnym oczom, jedynie Pilar oraz Angelica zignorowały go zupełnie. Prezenterka zebrała resztki sił, które jej pozostały i wydała nimi na świat swe pierwsze dziecko. Usłyszeliśmy zaraz krzyk noworodka.
- Chce pan odciąć pępowinę? - Spytała mojego brata jakaś młoda pielęgniarka.
Mężczyznę ogarnął tak wielki szok, iż zdołał jedynie kiwnąć głową. We mnie natomiast, zwyciężył odruch wymiotny. Uwierzycie, że podczas tego pięknego momentu, najzwyczajniej puściłam pawia?
Prędko rozpoczęły się standardowe rytuały. Oddziałowa zabrała Pilar dziecko, by je zważyć, przebadać... Zwolniłam miejsce dla Sergio przy boku świeżo upieczonej matki.
- Moje gratulacje. - Wyściskałam przepełnionego radością braciszka.
- Przepraszam... - Szepnął oniemiały.
- Nie masz za co. Zostawię was samych.
Niech nacieszą się sobą oraz swoim małym szczęściem. pocałowałam policzek uśmiechniętej mimo łez Pilar, po czy wyszłam.

Długowłosa brunetka zastygła w zaskoczeniu, gdy korytarzu kliniki zderzyła się z Cristiano Ronaldo. Obawa, że przystojny mężczyzna widział jak wymiotowała nie dawała dziewczynie spokoju, wywołała również rumieńce na jej policzkach.
- I jak? - Zagaił Portugalczyk, przerywając tym samym niezręczną ciszę.
- Na szczęście wszystko dobrze. Wystąpiły drobne komplikacje, ale Angelica, znaczy położna, świetnie sobie z nimi poradziła.
Chciała zapytać co on tu robi, oczywistością jednak było, iż obrońca przytargał go ze sobą.
- A ty jak się czujesz?
- Jak zmęczona aczkolwiek prze szczęśliwa ciocia. Miałam długi dzień.
- O tak, to z pewnością, musisz odpocząć. - piłkarz posłał rozmówczyni czarujący uśmiech.
Właściwie przez cały czas patrzyli na siebie wymownie. Blanca pierwsza spuściła wzrok, a następnie usiadła. Jeszcze rankiem tego samego dnia nie przypuszczała nawet, że bardzo szybko będą mogli zamienić ze sobą parę zdań, bez obaw przed ingerencją Sergio.
Napastnik poszedł w ślady za siedemnastolatką. Rozmawiali dość swobodnie, Cris zrelacjonował siostrze przyjaciela z jaką paniką hiszpański obrońca błagał trenera, by ten pozwolił mu opuścić połowę spotkania.
- Ja dzisiaj pauzuję, więc nic mi nie stało na przeszkodzie. - wyjaśnił rozbawiony mężczyzna.
Chwilę później żartowali równie lekko z wszystkiego, co ślina im na języki przyniosła, odkrywając równocześnie, że łączy ich podobne poczucie humoru. Aż w końcu Portugalczyk począł wspominać narodziny swojego syna. Młoda Hiszpanka, zachwycona wzruszeniem, odmalowanym w oczach zawodnika Królewskich, słuchała go uważnie.
- Poznajcie Sergio Juniora! - konwersację tą przerwał poruszony Ramos, tulący czule noworodka.
Obojga urzekł widok ojca i pierworodnego syna.

------------------------------------
I jak podoba się Wam jedyneczka? :) Według mnie jest taka sobie, zbyt wiele opisów, musimy przyśpieszyć akcję. :D
Przepraszamy za małe opóźnienie, ale miałyśmy nawał zajęć... Teraz już troszkę lepiej stoimy z czasem, więc odrabiamy pisanie, czytanie i komentowanie Waszych opowiadań. :*
Nie spodziewałyśmy się tylu miłych odpowiedzi, jesteśmy w pozytywnym szoku i jeszcze raz gorąco dziękujemy za wszystkie komentarze! :)
Piszcie je nadal, bardzo cieszą nas ślady po czytelnikach! ;)

środa, 21 maja 2014

INFORACJA I ZAPOWIEDŹ...

Dziękujemy za wszystkie cudowne komentarze, przepraszamy, że nie skomentowałyśmy jeszcze Waszych opowiadań,  jesteśmy dość zabiegane, ale czytamy i odrabiamy zaległości! :D Oczekujcie więc już niebawem naszych odpowiedzi.
Pierwszy odcinek pojawi się w najbliższy czwartek, czyli 29 maja! :)
Pozdrawiamy i ściskamy gorąco! :*

piątek, 16 maja 2014

Prolog

Z punktu widzenia Cristiano:

Niewątpliwie wszystkich ogromnie ciekawi jaką niespodziankę przygotował dla nas Sergio. Znając życie i jego, jest to coś, co nikomu nie przyszłoby do głowy. Kto wie, może Pilar już urodziła a oni trzymają to w tajemnicy przed światem oraz znajomymi? Czyżbyśmy uczestniczyli w imprezie z okazji narodzin pierworodnego obrońcy?*
Zniecierpliwiona Irina obrzuca mnie pełnym wyrzutów spojrzeniem, upijając łyk swojego ulubionego trunku - wytrawnego wina. Ostatnio zaliczyła sprzeczkę z Sarą, nie chciała powiedzieć uparcie o co poszło. Na moje oko była poważna, bo iskry się sypały gdy tylko obok siebie przeszły. Narzeczona robi mi teraz wyrzuty, że musi tak długo przebywać w towarzystwie ukochanej Ikara. No ale co mam zrobić? Wyjść bez słowa, sprawiając tym przyjacielowi zawód? Nie ma mowy.
Uspokajam jakoś Irinę, następnie próbuję wypytać innych gdzie znikł Ramos.
- Nie mam zielonego pojęcia - rzecze Marcelo. - Mówił, że wróci za kwadrans a dobra godzina mija jak wyszedł. - Mina Brazylijczyka wyrażała głębokie zdumienie. - Tak swoją drogą, obstawiasz może jaki numer nam szykuje?
- Pewnie równie szalony co on. Wyrusza z rodziną w podróż dookoła świata, lub coś podobnego - wtrąca Pepe, tradycyjnie szampańsko ubawiony.
Reszta piłkarzy również świetnie się bawiła, nie uszło to mojej uwadze. Gdyby nie marudzenie Iriny czerpałbym większą przyjemność z tego przyjęcia. Postanowiłem wreszcie olać jej fochy i dołączyć do grających w bilarda kolegów.
Skromność nie stanowi mojej głównej zalety dlatego zdradzę wam, iż jestem prawdziwym mistrzem tej gry! Fabio, Isco, Luka oraz Xabi obserwowali z zazdrością jak wprawnymi ruchami strącam pod rząd osiem bil.
- Ha ha! I kto tu rządzi? - pytam triumfalnie.
- Proste, że nasz boiskowy number one! - Słyszę za sobą znajomy głos.
Ignorując chichoczących debili, odwracam się by zbesztać solidnie Ramosa. Wtedy właśnie po raz pierwszy ujrzałem najbardziej zjawiskową żeńską istotę, jaką tylko zwykły śmiertelnik może sobie wyobrazić. Zaraz, zjawiskowa? Nie, to stanowczo za słabe określenie! Osobnicza, która stała z wdziękiem obok Hiszpana, uosabiała bowiem kwintesencje kobiecego piękna. Gapię się otwarcie na towarzyszkę przyjaciela i wierzcie mi - za nic nie mogę dojść do siebie. Nawet znaczące chrząknięcie Alonso mnie nie rusza. Nieznajoma spogląda pytająco na El Lobo**, spostrzegam też, że trzyma się kurczowo jego ramienia.
- Cris, mógłbyś łaskawie przestać krępować moją siostrę?
Nagle w calutkiej rezydencji madryckiego zawodnika zapada grobowa cisza. Nikt, absolutnie nikt nie kryje szoku, wszystkich zdumiewa zaistniała sytuacja. Dobrze, przesadziłem - pewnie za wyjątkiem Pilar. Teraz już na bank za jej wyjątkiem, ponieważ wybranka Ramosa wita nowo przybyłą dziewczynę, tuląc ją czule. Wygląda to komicznie, gdyż pokaźny brzuch prezenterki znacznie utrudnia wymianę czułości.
Nie tylko mi szczęka opada do samiutkiej ziemi, wszyscy goście otaczają trójkę będącą w centrum zainteresowania i przypatrują im się z niemymi pytaniami na ustach.
- Szkoda, że nie widzicie swoich min - śmieje się Sergio. - Wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli.
Stary, nie ducha tylko bóstwo w ludzkiej postaci!
- Ale jaja... - Kepler nie byłby sobą, gdyby nie palnął czegoś idiotycznego.
Piękność uśmiecha się uroczo.
- Zaprosiłem was tu, byście poznali najmłodszą*** latorośl mojej rodziny. Przepraszam, że tyle czekaliście, loty z Camas**** są dzisiaj opóźnione - wyjaśnia pobieżnie obrońca Realu.
- Ukrywałeś ją przed światem? - pyta Casillas.
Cisza.
- Dlaczego milczysz braciszku? Nie chcesz aby wiedzieli, że odciąłeś mnie od swojego świata? - rzuca przekornie szatynka głosem przypominającym westchnienie anioła.
Chyba jest dość młoda... Ok, może nawet bardzo, albo bardzo bardzo młoda, ale spokojnie dałbym jej osiemnaście lat.
- Blanca nie zaczynaj znowu, później o tym porozmawiamy. - widocznie rozzłościła brata. Najwyraźniej słowa dziewczyny zawierają ziarenko prawdy. Nie dziwię się wielce, gdybym sam miał taką siostrę, strzegłbym ją niczym oka w głowie i odganiał wszyściutkich adoratorów.
- A więc oto Blanca Ramos, moja SIEDEMNASTOLETNIA - naprawdę mocno podkreślił to słowo - siostrzyczka, która pragnie skosztować Madryckiego życia.
Objął młodą Ramosównę ramieniem, dając tym samym do zrozumienia męskiemu gronu (a w szczególności mi), że jest nietykalna. Ta wyrywa się mu temperamentnie, później chwyta rękę Pilar.
- Przestań traktować mnie jak dziecko i skończ odstawiać szopkę! - wybucha.
- Blanca...
- Nie patrz tak, mam dość tej śmiesznej zaborczości! Chcę wreszcie ZACZĄĆ ŻYĆ!
Bez wątpienia w ślicznej Blance buzuje hiszpańska krew. Żywość dziewczęcia wybiega na pierwszy plan, przebijając nawet imponującą urodę.
- Dosyć! Blanca, marsz do góry! Później pomówimy o Twoim zachowaniu. - surowy brat przejmuje kontrolę.
Ciężarna prowadzi dokądś nieokiełznaną siostrę ukochanego, gdy wraca przejmuje rolę gospodyni i proponuje gościom po kieliszku szampana.
Ciągle nie wierzę w to, co chwilę temu miało miejsce. Czekam z pozostałymi aż Sergio nieco ochłonie, dopiero pod koniec przyjęcia Xabi odważa się zadać przyjacielowi to pytanie:
- Czemu nie mówiłeś nic, że masz siostrę?
- Chyba łatwo odgadnąć jaki był powód - tu El Lobo spogląda na mnie wymownie.
- Ej, ale nie podejrzewasz, że któryś z nas chciałby ją poderwać? - zdumiewa się Angel. - Jest jeszcze dzieckiem!
- Zachowaniem zupełnie go nie przypomina. Nie znacie Blanci, bywa rozwydrzona, nikogo nie słucha a na dodatek zamiast się uczyć lata za jakimiś gnojkami. Rodzice tracą do niej cierpliwość, chcieli ją wysłać na miesięczny nadzór u zakonnic. Młoda przekabaciła jednak Pilar, dopiero ona ich udobruchała.
Oczami wyobraźni widzę Blance w habicie i o mało nie eksploduję śmiechem.
- I co, razem postanowiliście wychować twoją siostrę? - pyta Cuasemiro.
- Nie wychować, poukładać jedynie w głowie. Będzie pod naszą kontrolą, skończy imprezować a zacznie myśleć nad przyszłością. Dobrze, że upierała się tak by tu zamieszkać. Ja jestem stanowczy od rodziców, koniec z ciągłym pobłażaniem gówniarze. - oświadczył Ramos wszem i wobec.
- Wybacz, jednak nie wyglądasz na kogoś szalenie stanowczego. - rzuca Isco, którego bawi całe zajście.
- Może nie, ale potrafię skopać tyłek temu, kto mnie wkurzy!
Zaraz dwójka Hiszpanów zaczęła przepychać się nie groźnie. Za to ja, Marcelo oraz Pepe popatrzeliśmy po sobie. Tego wieczoru poznaliśmy przyjaciela od zupełnie innej strony. Który z nas by przypuszczał, że kochający rozrywki i beztroskie życie piłkarz jest także nadopiekuńczym, wzorowym wręcz bratem? "Każdy inny niż on" - jeszcze wczoraj wszyscy bylibyśmy gotowi tak stwierdzić. No cóż, pora chyba oswoić się powoli z nowym obliczem obrońcy, tym bardziej, że lada moment ma zostać ojcem. Teraz jakoś łatwiej jest mi wyobrazić go sobie w roli troskliwego tatusia.
- Dziękować Bogu, że oczekują syna. Nie chcę nawet myśleć pod jakim kloszem trzymałby córkę... - przerywam dłuższą ciszę, a następnie kończę piwo upijając ostatni łyk.
- Nigdy nie mów nigdy, Pilar marzy przecież o parce pociech - przypomina brazylijski pomocnik.
Na te słowa Kepler dodaje coś jeszcze, ale odcięty myślami wyłączam się z rozmowy. Nie wiedzieć skąd nachodzi mnie pragnienie by zanurzyć dłonie w długich, przepięknych włosach Blanci, dotknąć jej zmysłowych ust... Co ta dziewczyna w sobie ma nadzwyczajnego? Widziałem mnóstwo panien obdarowanych hojnie przez naturę, posiada zresztą klasyczny typ urody, czym szczególnym się wyróżnia. Gdy tak wytężam umysł, przypomina mi się lekko nieśmiałe, głębokie spojrzenie ciemnych oczu, przeszywające na wskroś i wywołujące szybsze bicie serca. No to znalazłem odpowiedź. Najchętniej nie urywałbym rozmyśleń dotyczących siostry kumpla, jednakże jestem w długoletnim związku a to poniekąd nosi określenie "zdrady". Osobiście bym tego tak nie nazwał, lecz z drugiej strony nie chciałbym aby moja narzeczona zachwycała się zniewalającymi spojrzeniami jakiegoś kolesia.
Dobra - najwyższa pora ją znaleźć i wracać do domu. Junior się już pewnie niecierpliwi, może nawet daje Catii we znaki. Ale zaraz, gdzie właściwie jest Irina? Przeszukuję całą posiadłość Sergio, ani śladu po modelce. Spoglądam na wyświetlacz telefonu a wtedy wszystko staje się jasne.
"Rozbolała mnie głowa więc wzywam taksówkę. Spokojnie, nie będę cię fatygować i odrywać od pasjonującej rozrywki."
Daję sobie głowę obciąć, że jest solidnie wkurzona, bo pod każdym sms'em umieszcza "całuję". Wzdycham tylko głęboko, zmierzając ku swojemu Ferrari.
W łóżku zastaję śpiącą już narzeczoną. Świetnie, tej nocy nie mam ochoty ani na rozmowy z nią, ani nawet na przyjemniejsze zajęcia. Całuję w główkę również pogrążonego w słodkim śnie synka, żegnam Catie oraz dziękuję jej za opiekę nad małym, biorę szybki prysznic i wreszcie się kładę. Jak sami widzicie, dla seibie samego potrafię wygospodarować jedynie okruchy czasu. Wykończony do granic możliwości, zasypiam bez żadnych trudności.
Tak mniej więcej wyglądał mój wczorajszy wieczór.
P.S Zapomniałem wspomnieć, że w śnie odwiedziła mnie Blanca. Opowiem o tym przy następnym spotkaniu.
Cris

______________________
* - Sergio Junior przyszedł już na świat (gratulacje dla rodziców!), ale na potrzeby opowiadania przesuwam odrobinę to wydarzenie w czasie.
** - El Lobo jeden z pseudonimów Ramosa. Znaczy on dosł. "wilk". Będę go używać często w tym opowiadaniu.
*** - najmłodszą do narodzin jego syna. Fikcyjna bohaterka Blanca, urodziła się jako czwarte i ostatnie dziecko Jose Marii Ramos oraz Pagui Garcia.
**** - Camas to rodzinna miejscowość hiszpańskiego obrońcy.

______________________________

Prolog oddaje Waszej opinii, mamy z blondi nadzieję, że się przyjemnie czytało :*
P.S - nie zapomnijcie zastawić komentarza, naprawdę wiele dla nas znaczą!





Bohaterowie

W rolach głównych:






Blanca Chica Ramos Garcia (19.01.97)











wzrost: 167cm,
kolor oczu: brąz,
znak z zodiaku: koziorożec,
zainteresowania: piłka nożna, modeling,
ulubiony film: "Śniadanie u Tiffany'ego",
najbardziej lubi: imprezy u znajomych,
opis: przebojowa, nieznosząca sprzeciwów siedemnastolatka, nieustanna marzycielka oraz ukochana siostrzyczka Sergio Ramosa. Piłkarz strzeże pilnie dostępu do niej.


Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro (05.02.85)



wzrost: 185cm,
kolor oczu: brąz,
znak z zodiaku: wodnik,
zainteresowania: piłka nożna (co chyba oczywiste), tenis, sporty wodne, kino,
ulubiony film: "Uniwersalny żołnierz",
najbardziej lubi: bawić się z synkiem,
opis: najlepszy piłkarz świata, dwudziestoośmioletni napastnik Realu Madryt. Przyjaciel Sergio Ramosa. Na pierwszym miejscu stawia rodzinę, a na drugim pracę.


Sergio Ramos Garcia (30.03.86)


wzrost: 183cm, 
kolor oczu: brąz,
znak z zodiaku: baran,
zainteresowania: wszelakie sporty (szczególnie piłka nożna oraz jeździectwo), tatuaże,
ulubiony film: "Braveheart",
najbardziej lubi: pokazywać swoją klatę,
opis: reprezentant Hiszpanii i zarazem obrońca Los Blancos. Jest dumnym, świeżo upieczonym tatą. 27 - latka denerwuje spore zainteresowanie mężczyzn jego najmłodszą siostrą.











W pozostałych rolach:


Pilar Rubio (17.03.78)




Marisol Hernandez (10.04.96)
 Irina Shayk (06. 01. 86)
Sara Carbonero (03. 02. 84)
Augusto Mares (24. 08. 90)
oraz:

rodzina Cristiano Ronaldo
rodzina Ramos Garcia
cały skład Realu Madryt


Buenos días!

Robię sobie mały urodzinowy prezencik i otwieram oficjalnie drugiego bloga!
Wiem, że dopiero rozpoczęłam pisać poprzednie, ale w głowie mam tyle pomysłów, które nie dają mi spokojnie zasnąć... Chcę stworzyć coś mniej grzecznego bez zmieniania koncepcji 'Moich wielkich hiszpańskich wakacji'. Tak, Wasz wzrok nie szwankuje - napisałam "mniej grzecznego" :) Chyba tak można najtrafniej określić romans Cristiano z siedemnastolatką. :D
"Spragnionych siebie" tworzę przy pomocy blogerki, znanej pod nickiem "blondi".  Na pewno ją kojarzycie, oto link do jej bloga: http://cristiano-i-dorota.blogujaca.pl/ Co dwie głowy to nie jedna, więc odcinki powinny pojawiać się częściutko. ;)
Nie będę zdradzać szczegółów opowiadania, bo myślę, że spis bohaterów wiele Wam podpowie...
P.S - dedykuję to opowiadanie mojej przyjaciółce, Natalii, która wspiera mnie w pisaniu i obdarowuje motywacją. Dziękuję Ci za wszystko wariatko! :*
Gotowe do czytania??? Trzy, dwa, jeden... START!